Potrzebowałam chwili dla siebie. Rzuciłam wszystko i uciekłam pobiegać. Tego właśnie potrzebowałam. Biegnąc ze słuchawkami w uszach miałam okazję by porozmawiać ze samą sobą. Jednymi słowy przepisem na moje szczęście jest "wybieganie" wszystkich nurtujących mnie pytań, wszystkich problemów i ogólnie tego, co ostatnio miało miejsce w moim życiu. [Niby nic, bo już jest dobrze. Jednak zarówno ja jak i reszta rodziny przeżyliśmy ogromny szok.] Czuję, że to JUŻ mnie zmieniło. I to była dobra zmiana. W końcu "co cię nie zabije, to cie wzmocni", a to mnie nie zabiło...
Ktoś podczas tego wszystkiego powiedział mi "Masz zafundowany szybki kurs dorastania mała."
I może było w tym trochę racji?
Czuję się silniejsza i bogatsza o nowe doświadczenie i kilka nowo nabytych umiejętności. Może to wszystko było "po coś"? Przecież nic nie dzieje się bez powodów, prawda ?
Wybiegałam to wszystko i mi lepiej. Czuję się jak nowo narodzona. To był mój bieg. Bieg w kierunku zmiany.